Magazyn ESENSJA nr. 1 (I)
październik 2000





poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

Grog
  Rozmyślania nad nauką i fantastyką

        Jest samotnikiem i indywidualistą, nie pragnie i jeszcze nie zamierza się ujawniać. Nie podaje o sobie żadnych informacji. Tożsamość swą poddaje pod domysł czytelników. Jedyne co wiadomo - a wynika to z jego tekstów - że ma szerokie zainteresowania naukowe i literackie, których nie sposób posiąść w młodym wieku. Jest erudytą nauki i nie ma bodajże dziedziny wiedzy, której by nie znał, a co najistotniejsze, potrafi łączyć fakty z dziedzin wiedzy zaskakującymi relacjami i wcielać je w teksty osiągajšce wysoki poziom "lemowatości". Zaprzecza przy tym, by był naukowcem. Zaprzecza, by był pisarzem, albowiem jego hard SF nie jest preferowana przez polskich wydawców. Autor in spe, w obecnej rzeczywistości fantastyki polskiej nie z tej Ziemi. Teksty pisze wyłącznie za namowš redaktora.

Ostatnio mnożą się kolokwia i dyskusje panelowe a to o zależnościach pomiędzy nauką a fantastyką, a to o inspiracji fantastyki nauką, bądź odwrotnie - o inspiracji literaturą fantastyczną naukowców (sic!). Dziwny to fenomen, bowiem poza utworami S. Lema, "Robotem" A. Wiśniewskiego-Snerga oraz nielicznymi, dawniejszymi utworami innych autorów, polska literatura fantastyczno-naukowa jest a-naukowa. Na świecie jest nieco inaczej, trafiają się utwory stricte fantastyczno-naukowe.

Dziś nikt przy zdrowych zmysłach, sięgając po fantastykę, nie łudzi się, że ta lektura da mu jakikolwiek impuls do poznania czegokolwiek nowego z kręgu nauki. Nawet tego nie oczekuje od fantastyki. Jeśli już głodny jest takiej wiedzy, to sięga po czasopismo bądź książkę popularno-naukową czy ściśle naukową. Gdzieś te wielkie i głośne teorie naukowe, wymyślane dawniej przez pisarzy-fantastów (naukowych!) się zagubiły. Nie ma już w fantastyce niczego, co by było nowum dla uczonych, naukowców czy erudytów wiedzy, nie ma nic nowego, a często utwory fantastyczne ignorują zgoła ustalenia nauki, ujmują ją naiwnie, konwencjonalnie, nielogicznie i niespójnie. Oddalają się od niej, stają się para- i pseudonaukowym nieporozumieniem. Nowe teorie, jeśli już powstają, są tworzone na polu nauki. To nauka, a nie fantastyka, inspiruje uczonych, to nauka staje się fantastyczniejsza niźli fantastyka naukowa. Kiedyś istniała równowaga między wiedzą naukową a fantastycznymi światami, dziś szala przechyliła się w stronę świata fantastycznego bez krzty, no, może troszkę, nauki, nierzadko o wypaczonym obliczu.

Środowisko, które onegdaj pasjonowało się wielkimi rzeczami, którego polem tworzenia światów fantastycznych był kosmos, a etosem badanie, ocalanie bądź niszczenie cywilizacji, planet, układów gwiezdnych, imperiów galaktycznych, ba, wszechświata, uciekło od nauki. Tego rodzaju wielkie, heroiczne historie odeszły w niepamięć, w niebyt... Dlaczego się tak dzieje, wypisano morze słów. A to winią odwrót cywilizacyjny od zdobywania kosmosu, a to obwiniają niemożność eksploracji dalekiego kosmosu, a co za tym idzie, bezsens pisywania takiej fantastyki, a to rozczarowanie wpływem nauki na człowieka, albowiem niesie ona z sobą obojętność, a może i zło. A to z kolei zabiegany przeciętny człowiek, pod brzemieniem intensywnej pracy zawodowej, zmagający się z nadążaniem za zmieniającymi się wymaganiami pracodawców i rynkiem pracy, nie ma sił, czasu i ochoty na zgłębianie wiedzy, bo zbyt to hermetyczne, obce i niezrozumiałe dla niewtajemniczonego umysłu. Faktem jest wielkie przyspieszenie życia, intensywność pracy zawodowej, wygodna, nie wymagająca wysiłku papka rozrywkowa TV. Faktem jest także wielkie przyspieszenie rozwoju nauki, niemożliwe do śledzenia i rozumienia przez jeden umysł.

Pytanie: co jest ważniejsze w literaturze SF, kanwa naukowa czy literackie walory tekstu, przypomina dylemat pierwszeństwa jajka i kury. W SF mocno osadzonej w realiach nauki literackość tekstu bywa sprawą drugorzędną, jeśli poznawcza wartość prezentowanej wizji naukowej olśniewa głębią i rozmachem, jeśli jest tylko stosownie do owej głębi napisana. I odwrotnie - przy przeciętnym, monotematycznym pomyśle warto zagłębić się w estetyczne wartości tekstu, jeśli są na tyle wysokie, by przyćmić jego braki poznawcze. Dawniejsza fantastyka opierała się na pomysłach, rodząc teksty bliskie eseistyce lub przynajmniej poprawne językowo, lecz dziesięciolecia takiej wstecznej ewolucji opierają ją obecnie o estetykę języka literackiego, na plan dalszy spychając poznawcze naukowo wartości lub zgoła ich nie podejmując. Staje się literaturą lekką, łatwą i przyjemną. Kto chce, niech czyta.

Literatura SF przestała przewidywać rozwój nauki, przestała tworzyć naukowe wizje. Nikt już się od niej tego nie spodziewa. Zaciągnęła SF dług wobec nauki i zaledwie wykorzystuje jej osiągnięcia. Mało tego, odwraca się od naukowego myślenia w kierunku myślenia magicznego, rodząc fantasy, nowoczesne bajki. To pozwala oderwać się od codzienności, iść w łatwy świat ułudy, jak w dzieciństwie czyniły to opowiadane bądź czytane baśnie (ciekawe, czy współczesnemu pokoleniu opowiadano bajki, czy podsuwano telewizję?). A mimo to dziwnym fenomenem jest popularność czytelnicza książek popularyzujących postępy różnych dziedzin wiedzy. Zdawałoby się, że zjawisko to nie powinno zaistnieć, ale ma miejsce w tym zaganianym świecie. Może dlatego, że człowiek pragnie jakiegoś porządku, jakiegoś przejrzystego, logicznego systemu wartości, jasnego, oczywistego, zrozumiałego oglądu chociażby fragmentu niecodziennego świata? A może po prostu chce poznać postępy wiedzy i przynajmniej zrozumieć podstawy jej dziedzin oraz to, co z sobą niosą? Może taki odbiorca sięgnąłby i po fantastykę, gdyby ta podsuwała mu coś ciekawego, ale sięga po popularyzację nauki. Dlaczego? Bo jeśli już nie szuka rozrywki, a czegoś mądrzejszego, to oczywiste, że znajdzie w nauce.

Zaistniało na rynku kilka pism i wiele serii popularyzujących wiedzę. Zdawałoby się, że poznawcza wartość tych edycji powinna być kanwą do pomysłów dla "naukowych" pisarzy-fantastów. Miast jednak sprzężenia zwrotnego nauki z fantastyką, na polu tej drugiej panuje rozprzężenie. Skąd się więc bierze brak znajomości nauki i rozumienia nauki przez autorów utworów SF? Dlaczego brak autorom myślenia kategoriami faktów i odkryć naukowych, brak wyobraźni w wiązaniu faktów naukowych w spójną, odmienną, interdyscyplinarną wizję do postaci nowego literackiego systemu naukowego, godnego umiejętnego wcielenia w literacką wizję fantastyczno-naukową? Zadziwia jednak brak w fantastyce oddźwięku na spopularyzowaną w tych książkach wiedzę, wyłożoną bądź co bądź przez tęgie umysły naukowe, w środowisku pisarzy fantastyki, oczywiście tej naukowej. Czyżby środowisko fantastów (naukowych!) albo nie istniało, albo nie było w stanie zrozumieć popularnonaukowych lektur, albo nie szukało inspiracji w nauce?

A interdyscyplinarne teorie naukowe widoczne są na polu nauki, w popularyzatorskich edycjach naukowych. Wystarczy wcielić je w SF, puścić wodze fantazji, ponieść się jej. Nie pomoże branie z nich pojedynczego, odosobnionego pomysłu i jego ekstrapolacja po to, by błysnąć wyobraźnią w sprawnie napisanej historii "okołopomysłowej" w utworze, jaki najczęściej wymusza rynek książki fantastycznej czy redakcje pism fantastycznych. Jakże tęskno za ambitną, wielowarstwową znaczeniowo, naprawdę naukową, sprawnie napisaną i przemyślaną science-fiction. Taką, która by zawierała w sobie lwią część obecnych osiągnięć nauki i stworzyła fantastyczną wizję na miarę wizji dzieł "lemowych", na miarę "nadistot" czy ciekawiej napisanego "ciągu światów".

Jednak efektów w postaci nowych dzieł literackich takich jak wyżej, krzyżujących jedno i drugie, naukę z literaturą, "ni widu, ni słychu"...

IX.2000

poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

44
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.